Łączna liczba wyświetleń

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Moja kolekcja Makijaż. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Moja kolekcja Makijaż. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 12 maja 2014

Bourjois 1.2.3. Perfect CC Cream - i o co tyle krzyku?

Jakiś czas temu w szafach Bourjois pojawiła się nowość z serii 1.2.3. Perfect - CC Cream. W związku z tym, że nadeszła wiosna,a mój podkład pochodzący z tej samej serii dobiegł końca, skusiłam się na lżejszą nowość, która dosyć szeroko chwalona jest przez Youtuberki. 

Według opisu producenta CC Cream zawiera trzy rodzaje pigmentów korygujących. Oprócz tego zaopatrzony jest w SPF 15 i ma gwarantować nam rozświetloną cerę o pięknym wykończeniu. Jak jest naprawdę?
Ja sięgnęłam po odcień 31 Ivory, ponieważ po zimie jestem bladziochem. Sam odcień jest dosyć trafny.
Konsystencja jest dosyć przyjemna. Więc gdzie minusy?
Przede wszystkim aplikacja sprawia sporo problemów. Moje pędzle z nim nie współpracują,a nakładany rękami smuży. Trzeba się nieźle napracować,żeby go ładnie rozłożyć na buzi. Liczyłam, że będzie to produkt idealny na poranki kiedy nie mam czasu "babrać się" z makijażem.
Druga rzecz to wygląd. W strefie T muszę go mocno przypudrowywać bo się świeci,a miałam nadzieję na kosmetyk, który nie będzie wymagał pudrowania. Natomiast na policzkach okrutnie podkreśla suchość. Nie wiem , jak mogą się tworzyć takie różnice na twarzy.
Nie nazwałabym go totalnym bublem,ale po tych wszystkich recenzjach liczyłam na coś korzystniejszego. Trzeba się przy nim napracować, aby wyglądał dobrze.
A teraz czas na pokazówkę:
CC Cream solo

a tu już wykończony makijaż
Moim zdaniem to totalny "zwyklak". Dodam,że w normalnej cenie możemy go nabyć za ok. 40zł czyli sporo jak na coś o przeciętnym działaniu.
Mi udało się go wyhaczyć za połowę ceny, choć i tak uważam,że nie jest jej wart. Zużyję go,ale bez przyjemności i nie sięgnę po kolejną tubkę.
A może Wy go miałyście? Jestem ciekawa jak Wasze wrażenia?
Pozdrawiam deszczowo,
- Truskawowa

środa, 7 maja 2014

Niepozorny idol:)

W ostatnich tygodniach,gdzie szalały wyprzedaże, trafił w moje lepkie łapki podkład, który na pierwszy rzut oka wyglądało niepozornie. Ot taki zwyklaczek! Zainteresował mnie dodatek "ILLUMI" w nazwie i oczywiście 40% obniżka w Naturze. Normalna cena tego produktu nie była jakaś zatrważająca, ale kiedy zobaczyłam, że mogę za niego zapłacić ok. 8zł, sam wskoczył do mojego koszyka.
Pomyślicie, że muszę być niezwykle szalona,że przy mojej kapryśnej cerze zażyczyłam sobie rozświetlającego podkładu,ale naprawdę miałam już dosyć "matowej orientacji" na zakupach. Przyznam, że sama nie wierzyłam, że znajdę tak świetny kosmetyk. Prawdę mówiąc myślałam, że to będzie taka troszkę walka z wiatrakami.
 

Ów cudaka,czyli Bell Illumi Corrector znajdziemy w 30gramowej tubce( tak to nie pomyłka 30gramowej nie mililitrowej) z podłużnym aplikatorem. Ja zdecydowałam się na odcień 02 Beige.
Sam podkład jest przyjemny i kremowy, ładnie się rozprowadza. Świetnie współgra z nim mój Hakuro H50.
A teraz czas na to, co mogę nim osiągnąć.

Podkład solo

W "pełnym umundurowaniu"
 Ten podkład to jakieś cudo rozświetlające dla przetłuszczających się cer! Moja buzia jest pełna blasku, ale zdrowego blasku. To nie błysk ala tzw. "psie cojones". Dodatkowo krycie jak na rozświetlający podkład jest przyzwoite. Oczywiście ślady po moich "odwiecznych przyjaciołach"  są, istnieją,  przebijają, ale od czegoś ktoś stworzył korektory:D
Nie traktujcie tego jeszcze jako recenzję,ale jako wstępne wrażenie. Po ten produkt sięgam od 2 tygodni i.... uzależniłam się. Nie mogę przestać.
Znałyście wcześniej ten podkład? też się nim tak zachwycacie?

Pozdrawiam,
Truskawkowa!


piątek, 7 marca 2014

Podkład Cien Make-Up - pierwsze wrażenia

Kilka dni temu na Strawberr`owym Facebooku poinformowałam Was o tym, że Lidlowska kolorówka Cien znów się pojawiła w sklepach. Swoje zakupy od początku roku staram się ograniczać i sięgałam tylko po to co było mi niezbędne. Jednak podczas zakupów skusiłam się na trzy produkty: Pomadkę w odcieniu Sweet kisses i dwa podkłady Cien Make- Up.Dziś chciałam się z Wami podzielić pierwszymi wrażeniami po użyciu tego podkładu.
Zacznę od tego, że skusiłam się na dwa odcienie: 0 Ivory, który jest najjaśniejszy i określiłabym, że jest neutralny, beżowy i 1 Natural,w którym niestety po utlenieniu jest bardzo dużo różowych tonów.
Konsystencja jest bardzo kremowa i gęsta. Więc potrzeba go niewiele, żeby pokryć całą twarz. Co mi się nie podoba ciemniejszy odcień się utlenia, więc po chwili, jest naprawdę dużo ciemniejszy niż w opakowaniu, co jest zauważalne na zdjęciu (ten po prawej). Kiedy damy mu jeszcze chwilę, idzie jeszcze bardziej w ciemnoróżowy odcień.
Jeśli chodzi  o krycie,zachowanie na skórze i wykończenie, porównałabym go do drogeryjnego kremu BB.
Krycie jest słabiutkie, ten podkład delikatnie wyrównuje tylko koloryt skóry, więc osoby, które oczekują większego krycia, nie będą zadowolone. Ten podkład nie przepada za współpracą z pędzlami, próbowałam zarówno, z H50 i H54,a także Flat Topem z Mery Macom i za każdym razem zmywałam go z twarzy,bo był brzydko rozprowadzony.Swoją drogą,wyglądało to komicznie kiedy trzykrotnie próbowałam nałożyć ten podkład i za każdym razem biegłam go zmyć:)
Za to nałożony rękami bardzo ładnie się rozprowadza - to było takie proste:) Ten podkład po prostu potrzebuje miłości i ciepła naszych dłoni!
I ogólnie byłabym zdania, że to bardzo przeciętny, jak nie słabiutki produkt,gdyby nie jego wykończenie!
Daje na twarzy przecudne rozświetlenie. Ale to nie jest takie mokre rozświetlenie jak np w przypadku Rimmelowskiego Match Perfektion, po którym muszę władować na buzię tonę pudru,żeby nie świecić się jak psu j.....:)Nie jest to też jakieś drobinkowe rozświetlenie. To naprawdę ładny zdrowy blask,to przepiękne satynowe wykończenie. Coś czego naprawdę szukam w podkładach. Więc moje serce płacze, że ten produkt jest tak słabiutko kryjący.
Tutaj sam podkład:)
A tu już w pełnym "umundurowaniu":)
Postanowiłam,że poczekam jeszcze chwilkę,aż moje zaczerwienienia i blizny potrądzikowe się rozjaśnią.- zawsze opuszczają mnie po zimie - i dam mu drugą szansę. Poza tym, zauważyłam,że nie powoduje przetłuszczania i świecenia w strefie T.
Dodam tylko jeszcze,że odcień Natural,który tak strasznie oksyduje, powędruje do mojej mamy, bo bardziej wpasuje się w jej ciemną karnację.
Reasumując:
- Ciemniejszy odcień oksyduje, krycie jest słabe
- Podkład najłatwiej i najwygodniej jest wklepać palcami, a otrzymamy przecudne satynowe wykończenie.
Powiem szczerze,że moje pierwsze wrażenia są bardzo mieszane. Potestuję go chwilkę i uzupełnię recenzją.
Mam cichutkie przeczucie, że latem się sprawdzi(oczywiście ten Ivory, do Natural`a czuję drobną nienawiść za tą oksydację).
Zapomniałabym o cenie:) Za 30ml zapłacimy ok.7 zł:)
Pozdrawiam,
-Truskawkowa!

piątek, 31 stycznia 2014

Pędzle Hakuro warte zakupu





Moja przygoda z pędzlami Hakuro zaczęła się ok. roku temu. Postanowiłam zamówić porządny pędzel do rozcierania...


 Padło na H77 i... tak to się zaczęło:)

H77 wykonany jest z naturalnego włosia. Ma owalny kształt a u góry włosie tworzy swego rodzaju szpic,co  jest niezwykle pomocne w nadawaniu kształtu. Jest wprost stworzony do rozcierania granic. U mnie świetnie sprawdza się do rozcierania cieni w załamaniu.
W następnej kolejności trafiły do mnie dwa następne pędzle do oczu.
H74 kształtem przypomina odrobinę H77, pozbawiony jest jednak charakterystycznego "szpica". Znakomicie rozciera granice między cieniami. Tworzy swoistą mgiełkę koloru:) Nadaje się również do "gruntowania" pudrem korektora pod oczami.
H79 stał się moim ulubieńcem wszechczasów. Jest to pędzel wielozadaniowy. Możemy nim nanieść cienie na powiekę i rozetrzeć w załamaniu lub pod łukiem brwiowym.


Dodam jeszcze, że wszystkie pędzle tej marki charakteryzują się niezwykłą miękkością.Używanie ich to naprawdę przyjemność.
Do mojej kolekcji dołączyły również pędzle do twarzy.

H50 również podbił moje serce:) Do tej pory miałam już dwa Flat Top`y w moich zbiorach. Zaczęłam od Flat Topa Mary Macom, który nie należy do najgorszych,ale raz że wydawał mi się ciut za mały,a dwa że nie ze wszystkimi podkładami dobrze współpracował. Drugi Flat top,który posiadam to Ecotools, w tym przypadku również miałam wrażenie,że jego średnica jest ciut za mała.
H50 sprawuje się świetnie w przypadku wszystkich podkładów, które posiadam. Jego włosie wydaje się być trochę bardziej zbite,ale też i bardziej elastyczne. Podkład jest rozprowadzony cieniutką warstwą i wygląda naturalnie.

H54 jest  nieco bardziej zaokrąglony. To kolejny pędzel wielozadaniowy:) Ja uwielbiam nim nakładać róż,ale spokojnie mogę nim też konturować buzię bronzerem. Nadaje się też do nałożenia podkładu, jednak zdecydowanie wolę do tego H50.
Skośnie ścięty H21 jest idealnym narzędziem do konturowania. Pięknie rozciera bronzer i to zaledwie kilkoma ruchami. Spokojnie nałożymy nim też róż na policzki.

H13 to niewielki owalny pędzel. Nadaje się zarówno do rozświetlacza, różu a także bronzera. Jest to pędzel, którym możemy twarzy nadać nieco ostrzejszych konturów.

Wszystkie te pędzelki charakteryzuje naprawdę wspaniała miękkość,ale też i wykończenie. Czarną drewnianą rączkę wieńczy srebrna skuwka z włosiem.

Mimo, iż kuszą mnie kolejne nabytki wiem,że ta 7-ka w zupełności wystarcza do wykonania pełnego makijażu.
Pewnie znacie już większość z wymienionych delikwentów, więc jestem ciekawa waszego zdania na ich temat:)
Pozdrawiam,
-Truskawkowa!

piątek, 13 września 2013

Mój (niewielki) zbiór palet Sleek ;)

 
W ciągu ostatnich tygodni bardzo szeroko reklamowane było najnowsze "dziecko" Sleek`a czyli paletka Vintage Romance. Początkowo nie miałam zamiaru kupna,ale w końcu gdzieś dojrzałam swatche i przepadłam. Podczas zakupów sięgnęłam też po Au Naturel, ponieważ ta paletka kusiła mnie już od dawna, więc obie te paletki wraz z pędzlem Hakuro H77 przywędrowały do mnie dziś.
W moich zbiorach, od grudnia mieszka również praktycznie moja pierwsza paleta - Ultra Mattes V2 Darks, dzięki której właściwie pokochałam jakość tych cieni.
Jeśli chodzi o plusy to przede wszystkim, cienie są świetnie napigmentowane, świetnie się rozcierają, a kolor nie ginie w ciągu dnia.Trwałość również zasługuje na pochwałę.
Jeśli chodzi o minusy, to na pewno musimy uważać przy aplikacji. Cienie lubią się osypać, jeśli nie strzepniemy nadmiaru. A usunięcie ich potem spod oczu nastręcza nam sporo problemów.

Zacznę od pierwszej palety, którą mam już od ładnych kilku miesięcy - Ultra Mattes Darks

Otrzymałam ją zimową porą i powiem, że jest wprost idealna na okres jesienno-zimowy, jeśli chodzi o kolorystykę. Wszystkie 12 cieni jest totalnie matowe, co mnie niezwykle cieszy. Kolorami, które uwielbiam w tej palecie to MAPLE, który strasznie ciężko określić - to coś pomiędzy brązem i śliwką ale po roztarciu nabiera pięknych czerwonkawych tonów. (Jego efekt możecie zobaczyć TU)
Zaraz po nim plasuje się przepiękna leśna zieleń FERN. To totalny obłęd. Teraz kiedy nadchodzi moje ukochana jesień pewnie coraz częściej pojawi się na moich powiekach!
Często sięgam też po atramentowy INK i VILLAN,który jest typową śliwką. NOIR natomiast idealnie zastępuje eyeliner podczas zagęszczania linii rzęs.

Drugą paletą, na którą ochotę miałam już od dawna, jest - Au Naturel.
Au Naturel przywędrowała do mnie dziś, więc za wiele jeszcze nie będę w stanie o niej powiedzieć, natomiast kolorystyka oczarowuje. To paleta typowo uniwersalna. Coś jak Naked UD. Stworzymy nią makijaże klasyczne,dzienne i wieczorowe. Znajdziemy tu 8 cieni matowych (ooooo tak!- uwielbiam je do "dzienniaków") 3 Cienie typowo połyskujące (TAUPE, CONKER i MINERAL EARTH) oraz jeden cień o satynowym wykończeniu - MOSS. Znów znajdziemy tu matową czerń - NOIR. Przypuszczam,że odcienie  NUBUCK i CAPPUCCINO najczęściej zagoszczą przy rozcieraniu załamania powieki:) - zresztą od razu chciałam przetestować Hakuro H77 i już widzę że Nubuck, świetnie podkreśla załąmanie.

Vintage Romance, to najnowsze Sleek`owe dziecko.

Mimo, że większość cieni jest połyskujących, kolorystyka jest idealnie "moja".Rzekłabym  - idealna dla zielonookich:)
Mamy tu tylko 1 cień matowy (PROPOSE IN PRAGUE), 3 odcienie z drobinkami (HONNEYMOON IN HOLLYWOOD, FOREVER IN FLORENCE I LOVE IN LONDON), reszta to cienie połyskujące bądź satynowe. Propose in Prague to nieco ciemniejsza wersja Maple:) Nie mamy tutaj matowej czerni,za to Sleek zamienił ją na czerń z drobinkami. Podobnie jak Au Naturel przywędrowała do mnie dziś,ale już czuję,że ją kocham!
Oczekujcie teraz postów makijażowych w najbliższym czasie:)

Wiem, że nie tylko ja uległam magii Vintage Romance (Cat!:)) Ale ciekawa jestem jaka jest wasza opinia na temat Sleekowych palet.Które z nich posiadacie,albo które chcielibyście dostać w swe łapki?
Swoją drogą,ciekawe, czy Sleek wpadnie kiedyś na pomysł możliwości stworzenia swojej paletki z istniejących już odcieni :D
Pozdrawiam,
-Truskawkowa!

wtorek, 14 maja 2013

Moja kolekcja kosmetyków do makijażu #4 - Pudry, Bronzery, Rozświetlacze

Hej!
Witam w kolejnej odsłonie moich makijażowych zbiorów. Dziś na światło dzienne wyjdą zbiory moich pudrów. bronzerów i rozświetlaczy. Chętnych zapraszam do lektury:)

Pudry:
Zbiór moich pudrów to pudry matujące (010, 011, 012, 013, 014) i rozświetlające (023, 024) firmy Bell. Dlaczego akurat Bell? Używam ich już jakiś czas i 011 jest niemal identyczny z Vanille Bourjouis. Utrzymują się równie długo a kosztują frakcję ceny Burżujów. Jestem z nich bardzo zadowolona. Te matujące mają większą trwałość niż rozświetlające, jednak buzia przypudrowana  rozświetlającym ma naprawdę zdrowy wygląd. Dosyć długo wzbraniałam się przed tą firmą natomiast biję się w pierś,bo mają świetne produkty.
W ostatnich tygodniach do zbiorów dołączył podkład i korektor Bell:)
Jeśli chodzi o puder transparentny Essence Fix&Matte! mam dylemat. Mam go 4 miesiące i nie umiem wyrobić sobie o nim zdania. Czasem sprawdza się dobrze, matuje,gruntuje podkład,a czasem jest totalnie do niczego. Zdecydowanie bardziej wolałam ten "transparent" z My Secret.

Bronzery:
To chyba mój ulubiony kosmetyk zaraz po różu. Uwielbiam konturowanie i to co można zdziałać Bronzerem.
W moich zbiorach znajdują się bronzery z Diademu, Marizy i Bell`a.
 Mariza Puder Brązująco -Rozświetlający nr1 Ciepły Beż - Dostałyśmy go na Opolskim spotkaniu i przyznam, że szału nie robi. Sama nigdy bym go nie kupiła. Ma bardzo pomarańczowy odcień,czego nie lubię, oraz drobiny. Szukam na niego jakiegoś sposobu.
Bell Matte - swatch nr 4 to obecnie mój ulubieniec. Jest delikatny i matowy. Na buzi mam go do zmycia. Fantastyczny.
Diadem 10 - to chłodny,rozświetlający brąz. Również go lubię,mimo drobinek. Swietnie ożywia buzię.
Rozświetlające Dua z Bell również na plus, jednak matowym nie dorastają do pięt.

Rozświetlacze:

Tutaj pewnie będzie małe zdziwienie, ponieważ rozświetlaczy posiadam w swoich zbiorach sztuk dwie:

 I nie chodzi wcale o to,że nie lubię rozświetlenia, natomiast, często używam w tej roli cieni do powiek:) więc na cóż mi więcej:D (no dobra, przyznaję się czasem kusi mnie by nakupić ich mnóstwo,ale wtedy rozsądek krzyczy stanowcze : Nie! nie zużyjesz!)
F&F Galaxy Glow
Rozświetlacz F&F zgarnęłam z wymianki za zlocie. Jest świetny! Jest to produkt w kremie, ze złoto-różowymi drobinkami. Możemy go zastosować pod podkład, ale i na podkład. Daje piękny, zdrowy blask.

Essence the twilight Saga 01 Bella`s Secret
Rozświetlacz Essence The Twilight Saga Breaking Dawn part 2. 01 Bella`s Secret.
Typowy produkt w kamieniu. Kupiłam go po tym, jak gdzieś w filmikach zachwalała go Megilounge i nie żałuję. Tutaj jest to już typowo złote rozświetlenie,bez różówych tonów. Utrzymuje się długo i jest mega wydajny. Używam go prawie codzień na sobie, również na innych a jest prawie nienaruszony:)


Tym sposobem dobrnęłam do końca kosmetyków kolorowych do twarzy:) Myślę,że następne w kolejce będą oczy:) Jestem ciekawa jakich wy używacie kosmetyków "pudrowych"?

Pozdrawiam,
Truskawkowa Mery!

sobota, 11 maja 2013

Moja kolekcja kosmetyków do makijażu #3 - Róże

Dziś wpadam z kolejną odsłoną mojej kolekcji makijażowej. Dziś przyszła pora  na róże, których w mojej kolekcji trochę się uzbierało.
Zacznę od róży, które mieszkają poza paletą.

Piękna brzoskwinka ze złotymi refleksami, której używam często na codzień to Catrice Defining Blush 050 Apropos Apricot. Ladnie ożywia twarz i nadaje jej charakteru. Wykończenie jest perłowe, więc pięknie rozświetla.
Nieco podobny odcień i wykończenie ma Essence 30 Secret it girl, ma nieco więcej różowych tonów i nieco słabszą trwałość,gdyż znika z twarzy po 4-5 godzinach.
Róż Wibo nr 3 ma już matowe wykończenie. Ma też słabszą pigmentację, jednak nie można mu nic zarzucić i na twarzy prezentuje się dobrze.
Miyo Cheeky Blush nr1 Peach - mimo,że na zdjęciu wyszedł naprawdę delikatnie to jest moim drugim ulubieńcem. Nie można sobie nim zrobić krzywdy, natomiast stworzymy nim idealnie naturalny rumieniec na twarzy. Co do trwałości nie jestem w stanie jeszcze powiedzieć dużo,bo mam go od miesiąca, a nie używam go codziennie.

Róże Diadem zakupiłam w palecie gdzie znajdowało się ich 15, niestety 3 uległy uszkodzeniu przy przesyłce, natomiast 2 "umarły" przy przenoszeniu do zbiorczej palety. Charakterystyczne dla nich jest to, że mają bogatą pigmentację i trzeba z nimi uważać, u mnie utrzymują się ok 8-9 godzin, wszystkie mają nienachalne drobinki,natomiast pięknie ożywiają każdy makijaż. Tak wyglądają swatche:

12,3  i 14 są moimi ulubieńcami:)
To już cały mój "różany" zbiór,dajcie znać co Wy na to, a może zainspirowałam kogoś do zaprezentowania swojej kolekcji:) ?

Pozdrawiam deszczowo,
-Truskawkowa Mery

sobota, 4 maja 2013

Moja kolekcja kosmetyków do makijażu #2 - Korektory

Idąc za ciosem, dziś kolejna notka o moich makijażowych zbiorach. Dziś rzutem na taśmę idą korektory.
Mam szóstkę wspaniałych, spełniających różne funkcję.

 Dużo myślałam (o tak,zdarza mi się:D) jak je sklasyfikować i myślę, że najwygodniej będzie uporządkować je wg. zabarwienia:)

Różowe tony:

Essence. Pureskin anti-spot cover stick w odcieniu 02 sand. Jego zabarwienie zawiera różowe tony, natomiast jest ich bardzo niewiele, dostrzegam je dopiero w zestawieniu z typowo beżowymi korektorami. Jest czymś pośrednim między beżowymi a różowymi tonami. Korektor jest w formie sztyftu, jest też dosyć ciężki,więc stosuję go tylko i wyłącznie na trądzik lub do ukrycia blizn, nie nadaje się ani pod oczy ani na powieki, ze względu na swoją konsystencję.Krycie jest bardzo mocne. Jeśli nie nawilżymy dobrze skóry może podkreślić suche skórki. jest niesamowicie wydajny - nie wiem czy kiedykolwiek dobrnie końca:)

My Secret Fast Cover-Up. Na zdjęciu wydaje się być totalnie beżowym korektorem,natomiast po roztarciu widoczna jest jego różowa strona mocy. Korektor jest w formie kredki, natomiast jego właściwości i zastosowanie są takie same jak w przypadku korektora Essence.

Garnier Pureskin. 2 in 1 Antispots Roll-on w odcieniu Jasnym. - Przyznam,że ten korektor to dla mnie duże zaskoczenie. Nie przepadam za produktami Garniera ( poza jednostkami,mają parę perełek reszta to badziew i chemia)Ten jednak zaliczę do perełek tej firmy. Pureskin Roll-on to korektor z aplikatorem w formie kulki, jest płynny i na pewno nadaje się tylko do korygowania i tuszowania wyprysków. Robi to jednak wyśmienicie. Ponadto jego formuła przyczynia się to szybszego gojenia wyprysków.Moje zastrzeżenie budzi tylko sama kulka, bo nie mam odwagi jeździć nią po wypryskach, moim zdaniem jest to maksymalnie niehigieniczne. Używam do niego pędzelka lub palców.:)

Beżowe tony:

Mannhatan Wake Up Concealer nr1. - Zadaniem tego delikwenta jest rozświetlać okolice pod oczami, tuszować drobne zaczerwienienia i zasinienia. Całkiem dobrze sobie z tym radzi, ale spektakularnych efektów nie oczekujmy. Jest to przyzwoity,kremowy i rozświetlający korektor a aplikatorem w formie gąbeczki. Moim zdaniem rozświetla świetnie,natomiast gorzej radzi sobie z kryciem.

Żółte tony:


E.L.F. All Over Cover Stick w odcieniu Apricot Beige. O tym korektorze mogłabym pisać Peany. Maskuje niedoskonałości typu trądzik, przebarwienia. Jest znakomitą bazą na powieki pod cienie, Przedłuża trwałość cieni i podbija ich kolor, ponieważ wyrównuje koloryt powiek. Również jest korektorem w sztyfcie natomiast jego wykończenie jest satynowe,kremowe. Przy korektorze Essence wykończenie jest suche i pudrowe. Sztyft ma szeroką średnicę, więc wygodnie nabiera się go pędzelkiem. Dla mnie bomba. Nie nadaje się tylko do cieni pod oczami, jest dosyć ciężki. Czaję się na inne odcienie,bo tak naprawdę kosztuje grosze- ok 7zł.



Miss Sporty. Be connected Concealer w odcieniu 011 Light - to miniaturka tester, natomiast jest bardzo wydajny. Na pewno kupię opakowanie pełowymiarowe. Produkt z aplikatorem gąbeczką. Świetnie żółto-zabarwiony. Nadaje się jako baza pod cienie - może nie podbija koloru,ale przedłuża ich trwałość, maskuje cienie pod oczami i świetnie rozświetla tą okolicę, oraz całkiem przyzwoicie kryje niedoskonałości. Jest lekki i kremowy.

I to by było na tyle. W kwestii korektorów, ciągle jeszcze poszukuję i sprawdzam. Swietnymi produktami są na pewno Garnier, Mannhatan i korektor z Elf`a, jednakże tutaj ciąglę daję się skusić na coś nowego:)
A wy jakich macie korektorowych ulubieńców? Chętnie poczytam i posłucham:)

Miłej soboty
-Truskawkowa Mery!

piątek, 3 maja 2013

Moja kolekcja kosmetyków do makijażu # 1 - PODKŁADY

Dziś rozpoczynam u siebie cykl postów, w których przyznam się do moich makijażowych zbiorów:)
To nie tylko "chwalipięcizm", ale też coś w typie recenzji zbiorczej, ponieważ zamierzam powiedzieć parę słów o każdym z produktów. Dziś zacznę od podkładów. Nie jest ich jakoś porywająco dużo, ponieważ już od jakiegoś czasu stawiam na to, by nic się nie marnowało. Obecny zbiór skompletowałam tak,by znajdowały się w nim odcienie jasne i ciemne, mocniej i słabiej kryjące,a także te z różowym i żółtym pigmentem, ponieważ maluję nie tylko siebie,ale i też i innych. Przechodzę do sedna- oto mój minizbiór:

Zacznę od Maybelline Affinitone w odcieniu 09 Opal Rose. Jest to jasny podkład,zawierający odrobinę różowych tonów, nie są one przeważające,ale są. (na swatchach tego nie widać, dopiero kiedy wtapia się w skórę twarzy) Krycie jest delikatne w kierunku średniego. To co wyróżnia ten podkład to to, że po nałożeniu jest naszą drugą skórą - jest niezauważalny. To mi się bardzo w nim podoba. Nie wysusza skóry, nie zapycha. Moim skromnym zdaniem sprawdza się zarówno na codzień , jak i na wyjścia, ponieważ długo się utrzymuje. Wykończenie na twarzy jest satynowe, ale ne nazbyt świecące. Po jego użyciu nie muszę matować skóry. Jedyną jego wadą jest to, że jest niesamowicie leisty, należy uważać, by nie wylać na rękę za dużo (to jedyny mój podkład bez pompki).

Bourjois 1.2.3. Perfekt w odcieniu N`51 Light Vanilla. Konsystencja tego podkładu jest już dużo mniej lejąca. Jego krycie jest naprawdę mocne. To mój najbardziej kryjący podkład. Jego wykończenie jest też całkowicie matowe. Zawiera żółte tony. Producent mówi o 16godzinnej trwałości - moim zdaniem to przesada,natomiast spokojnie utrzymuje się 8 godzin. Produkt zaopatrzony jest w pompkę, co zdecydowanie uprzyjemnia nam używanie.

Revlon Photoready w odcieniu 003 Shell. Ten podkład odkupiłam od Milky Chocolate na próbę, ponieważ jak dotąd nie miałam do czynienia z podkładami Revlon. Ten podkład konsystencją przypomina troszkę Maybelline Affinitone,jest troszkę lejący, z tym że tutaj produkt zaopatrzony jest w pompkę, więc już nie trzeba tak uważać na wylewanie. Ma nieco więcej różowych tonów niż Opal Rose. Krycie jest naprawdę baaardzo delikatne ( to chyba najmniej kryjący podkład w mojej kolekcji),ale ładnie ujednolica koloryt.
Na mojej twarzy solo ma słabą trwałość (4-5godzin), ale głównie u mnie. U koleżanki, którą malowałam na wesele utrzymał się, nie bagatela - 11 godzin. W trakcie używała tylko parę razy bibułek matujących. Była z niego bardzo zadowolona. Ja mam na niego sposób i mieszam go Bourjois 1.2.3Perfekt. Co więc czyni go takim wyjątkowym? Podkład zawiera w sobie drobinki, które ślicznie rozświetlają twarz,co szczególnie pięknie wychodzi na zdjęciach:) Same drobinki nie są widoczne na twarzy (w butelce są). Ten podkłąd naprawdę pięknie ożywia twarz.

Maybelline Dream Satin Liquid w odcieniu 030 Sand. Ten podkład jest moim ideałem w lato, kiedy moja buzia jest opalona. Moja buzia w okresie zimowym potrzebuje podkładów bardzo jasnych o zdecydowanie żółtych tonach, natomiast latem bardzo ciemnieje (różnica odcieni latem a zimą to często aż 4-5 odcieni) i wtedy ładniej wygląda w nieco różowych tonach. Krycie tego podkładu to średnie w kierunku mocnego. Wykończenie satynowe, u mnie wydaje mi się nieco zbyt świecące więc delikatnie go przypudrowuję. Podkład jest niesamowicie kremowy, przez co wydajny. Jedna do półtorej pompki starcza na pokrycie całej twarzy.

Maybelline Fit me! w odcieniu 220. Dostałam go od przyjaciółki z Niemiec. To najciemniejszy odcień, jeszcze nie miałam okazji wypróbować go latem na sobie, natomiast w momencie kiedy zależy mi na mocnym wykonturowaniu twarzy (najpierw konturuję podkładami, potem produktami w kompakcie) jest genialny. Jest leciutki, płynny, ładnie się rozprowadza i zaciera, ale ma dobre krycie. Stosowany u osób o ciemniejszej karnacji niż ja ma naprawdę fajną trwałość.

Poniżej możecie zobaczyć swatche:
Bez Lampy
Z lampą
Bez Lampy
Z lampą
Wszystkie podkłady ładnie się ze sobą mieszają, dzięki czemu mieszając odpowiednie, mogę uzyskać taki efekt jaki potrzebuję. Na chwilę obecną nie zamierzam zmieniać żadnego z wyżej wymienionych delikwentów:) Chciałabym jeszcze tylko dołączyć do niej Revlon Colorstay, ale chwilowo "kesz" odkładam na wyjazd do Niemiec:)
A co wy myślicie o mojej kolekcji? Mała, duża? Jakich podkładów Wy używacie? Jeśli ktoś z Was ma posty tego typu u siebie, zalinkujcie mi,bo uwielbiam takie czytać:D A może zmobilizuję kogoś z Was do takiej serii postów:)

Pozdrawiam,
Truskawkowa Mery!