Łączna liczba wyświetleń

piątek, 28 czerwca 2013

Normalizujący Żel-Peeling Oczyszczający Be Beauty

Jakiś czas temu podczas robienia zapasów micela z biedronki w moje ręce wpadł pewien Jegomość.
Powiedzmy, że nie byłam do końca do niego przekonana podczas zakupu, ponieważ kojarzyłam, że jakiś peeling Be Beauty do twarzy już kiedyś wcześniej miałam i poematów o nim pisać nie mogłam.
Przekonała mnie natomiast śmieszna cena 4,99, więc pomyślałam "raz kozie śmierć". Czy peeling zostanie moim KWC?
W biało-zielonej, plastikowej tubce znajdziemy 150ml produktu. Pod światło możemy sprawdzić stan zawartości. Tubka zamyka się na"klik",co uważam, za bardzo praktyczne rozwiązanie.
Sam żel jest dosyć gęsty,nie ścieka,jest przeźroczysty i zawiera w sobie niebieskawe drobinki. Drobinki peelingują naprawdę dobrze. Nie jest to typowy zdzierak, ale nie wymagam tego od kosmetyku do twarzy.
Samo użycie jest niezwykle przyjemne, ponieważ żel delikatnie pachnie. Skóra po użyciu jest mięciutka i gładka.Nie odczuwam ściągnięcia. Żel nie pozostawia po sobie również żadnego filmu.
Zauważyłam, że kiedy zaraz po tym peelingu nałożę krem nawilżający, skóra jest dużo bardziej nawilżona i promienna.
Tak więc następny Biedronkowy produkt do twarzy w cenie ok. 5zł stał się moim KWC.
A wy znacie ten kosmetyk? widzicie różnicę między tą a starszą wersją?

Miłego Weekendu,
-Truskawkowa!


poniedziałek, 24 czerwca 2013

Green Pharmacy Delikatny żel myjący do twarzy z aloesem

Odkąd moja cera przestała być kapryśna i problematyczna, a problemy z wypryskami i wielkimi, podskórnymi, ropnymi gulami po operacji zniknęły jak ręką odjął, mogę sobie pozwolić na dużo delikatniejsze środki myjące do twarzy. Dlatego zaraz po tym jak mój "przyjaciel z Vichy" wyzionął ostatnie wyplucie :) sięgnęłam po żel myjący z Green Pharmacy, który leżał od ostatniego spotkania blogerek i czekał grzecznie na swoją kolej.. Czy spełnia moje oczekiwania? Zapraszam na recenzję:)
270ml produktu otrzymujemy w praktycznej buteleczce z pompką. Dla mnie to chyba najlepsze rozwiązanie jeśli chodzi o produkty do twarzy. Czysto i higienicznie. Ponadto po przekręceniu pompki możemy ją ponownie zablokować, a sama buteleczka nie jest wielkich rozmiarów, toteż dla mnie to idealna opcja na jakiekolwiek wyjazdy. Butelka jest ciemna,ale dokładnie widać ile produktu pozostało nam do zużycia.

Jeśli chodzi o konsystencję jest baaardzo płynna. Na zdjęciu nie byłam w stanie uchwycić produktu "w kupie" ponieważ zaraz zaczął spływać z ręki.
Żel jest przeźroczysty, ma zapach świeży, ogórkowy zapach, ale podejrzewam ,że to zasługa Aloesu.
Żel bardzo "miło" rozprowadza się nam na twarzy, delikatnie się pieni i bez problemu spłukuje. Nie pozostaje po nim ani żaden film,ani też uczucie ściągnięcia. Skóra jest miękka, gładka i pokuszę się o stwierdzenie, że w moim przypadku i odprężona. Naprawdę teraz w czasie upałów używałam go co chwila z nie lada przyjemnością.
Zapomniałabym dodać,że wg. producenta jest to żel przeznaczony do cery suchej. Ja mam cerę mieszaną w kierunku tłustej i znakomicie się u mnie sprawdził.
Za żel zapłacimy ok 6-8 zł, więc myślę, że to naprawdę niewiele,za tak fajny produkt.
Myślę, że jedynie osoby z cerą problematyczną, z wypryskami nie będą z niego zadowolone, gdyż naprawdę jest on bardzo delikatny.
Czy do niego wrócę? Na chwilę obecną pozostało go nieco ponad 1/4 i mam ochotę sięgnąć po kolejną buteleczkę,aczkolwiek nie wykluczam,że tym razem wybiorę ten z szałwią:) Na razie poza szamponem pokrzywowym, żaden z kosmetyków Green Pharmacy mnie nie zawiódł,szczególnie zaś uwielbiam ich olejki z łopianowe.

A co wy sądzicie na temat kosmetyków Green Pharmacy? i jakich innych żeli do twarzy używacie?

Pozdrawiam w ten pochmurny poniedziałek!
- Truskawkowa Mery:)

Ps.Jestem już na Bloglovinie! Więc zapraszam :)
Zapraszam Was również na moje konto Facebook!

piątek, 21 czerwca 2013

Maska,którą pokochały moje włosy.

Całkiem niedawno, moje włosy znów zaczęły mi płatać psikusy. Częściej się łamią i wypadają. Zauważyłam też, że niestety niemiłosiernie się plączą i znów muszę używać odżywki za każdym razem po myciu. Zdarzało się i tak,że standardowa odżywka z Isany, która do tej pory "dawała radę", przestała sobie z nimi radzić.
Ratunkiem okazała się maska,którą otrzymałyśmy na OSBK w kwietniu:
Pilomax. Krok 2 Regeneracja,Włosy farbowane ciemne.

Jeśli chodzi o opakowanie to producent postawił na prostotę, ale i na wygodę. Bardzo mi odpowiada forma tubki, otrzymuję dokładnie taką ilość produktu jakiej potrzebuję. Sam produkt jest bardzo gęsty i przepięknie pachnie kawą:) Dla mnie to zaleta,ale wiem,że niektórych to drażni.

W składzie znajdziemy :  keratynę, kawę, skrzyp polny, hennę.
Jeśli chodzi o działanie,to jestem naprawdę oczarowana. Maskę nakładałam na umyte włosy na ok. 15 min. Po spłukaniu włosy są miękkie, łatwo się rozczesują i cieszą oko niebywałym blaskiem.
Wypadaniu nie zapobiega, natomiast zauważyłam ,że włosy mniej się łamią.
Maska o pojemności 70ml  starczyła mi na ok 9 użyć. W sklepie Pilomaxu możemy ją kupić w cenie 12,5. Pełnowymiarowy produkt (200ml) możemy nabyć za 31 zł. Ja już wiem,że powrócę do niej jak tylko wyczerpię moje zasoby masek:)

Jestem ciekawa czy znacie ten produkt i jakie macie o nim zdanie,gdyż wiem, iż kilku osobom nie służył.

Przy okazji zapraszam do polubienia mojego Facebook`a :)

Pozdrawiam,
-Truskawkowa Mery:)

czwartek, 20 czerwca 2013

O specyfiku,który uratował mój .... zadek i nie tylko!

Znacie to uczucie, kiedy możecie cudownie odpocząć i położyć się na kocu w pełnym słońcu, zamoczywszy się wcześniej w jakimś źródle wody typu basen, jezioro, rzeka. Ja znam, wielbię i kocham!
A znacie to uczucie, kiedy na tym oto kocu ogarnia Was błoga błogość i przespokojny spokój. Na chwilę przymykacie oczy i........ staje nad Wami ARCYPRZYSTOJNY KSIĄŻĘ Z BAJKI... Nie, dobra, poniosło mnie :)
Przymykacie oczy i..... budzicie się dwie godziny później i piecze Was dokładnie wszystko, jakbyście spotkały nie księcia z bajki, a ziejącego na Was piekielnym ogniem smoka. Taaaaak tak, ja znam...
Miałam okazję doświadczyć tego zacnego uczucia w zeszłą niedzielę i z pomocą przyszedł mi :

EMULSJA KOJĄCA PO OPALANIU.FLOSLEK SUNCARE.

Przyznam, że kiedy otrzymałam go na OSBK, pomyślałam,że pewnie go komuś sprezentuję,gdyż poparzenia słoneczne raczej rzadko mi się wcześniej zdarzały, gdyż mam tendencję do ładnego i szybkiego brązowienia.
Od kilku lat jednak miałam mało okazji do opalania i chyba po prostu moja skóra odwykła od słońca.

Floslekowa emulsja ulgę przyniosła natychmiastowo, ponieważ działa chłodząco. Natomiast nie jest to efekt chłodząco-mrowiący za sprawą mentholu, którego naprawdę nienawidzę. To jest bardzo delikatny chłodek, który dosyć długo się u mnie utrzymywał. Zapach jest nieco chemiczny,ale ja wyczuwam w nim Arbuza. Nie przeszkadza mi.
Jak na emulsję jest dosyć gęsta i ładnie się wchłania,co również mnie cieszy bo nie lubię jak coś mi się przelewa między palcami albo ścieka po łokcie przy aplikacji.

Kiedy obudziłam się następnego dnia po uczuciu piekącej, bolesnej skóry nie było już śladu. Pozostała jedynie drobna wrażliwość skóry,ale naprawdę Floslek przyniósł ukojenie. Uniknęłam również pęcherzy czy linienia.
Moja skóra następnego dnia przeszła z ognistoczerwonej w ładny brąz, natomiast nie wiem czy to zasługa tej emulsji, ponieważ moja skóra ma taką tendencję.

Jeśli chodzi o skład nie jest porywający. Ujrzymy tu na drugim miejscu parafinę, chociaż parafiny w kosmetykach do ciała nie unikam. Tylko moja buzia źle na nią reaguje. Znajdziemy tu Pantenol i Alantoinę - myślę,że to właśnie dzięki nim "odczarowanie" mojej skóry przebiegło tak sprawnie.

Na koniec dodam, że w sklepach za 200ml tubkę zapłacimy ok 20zł. Myślę, że cena jest jak najbardziej ok.
Czy do niej wrócę, po skończeniu opakowania? No cóż, tak jak mówię,takie incydenty zdarzają mi się naprawdę rzadko, więc sądzę,że nawet jednej tubki nie doprowadzę do końca.
Jednak jeśli zdarzyłoby się Wam,tak jak mi "zapłonąć żywym ogniem", a nie lubicie mentholowych, mrowiących specyfików,które często mają tendecje to mocnej "leistości" to naprawdę z czystym sercem polecam tą emulsję!

Fakt,że produkt otrzymałam za darmo nie wpłynął na moją opinię.

Pozdrawiam słonecznie!
-Truskawkowa!

czwartek, 13 czerwca 2013

Drezno - Berlin - Poczdam czyli relacja z naszej małej wyprawy.

Hej!
Kolejny raz przepraszam za moją prawie nikłą obecność na blogu,ale w moim życiu prywatnym nastąpiło wiele zmian, głównie mało przyjemnych (m.in. jestem na wypowiedzeniu w pracy i poszukuję nowej...)
Dziś zapraszam Was na lekki jak piórko post - małą relację z naszej podróży:) Sama chętnie wspomnę te chwile jeszcze raz.
Najwięcej czasu spędziliśmy w Berlinie,gdyż tam jedliśmy i spaliśmy w hotelu,a drugiego dnia oderwaliśmy się całkowicie od naszej wycieczkowej grupy i pomaszerowaliśmy swoim szlakiem - maszerowanie po wszelkich historycznych zakątkach mnie nie "rajcuje", gdyż znam już większość ze względu na studia,jakie skończyłam.
Zapraszam więc na małą wędrówkę z nami.

Pierwszego dnia przyjechaliśmy do Drezna:




Miasto jest naprawdę przepiękne i ma różnorakie oblicza. Kusi wizerunkiem nowoczesnych dzielnic, cieszy oko historycznymi domkami łużyckimi,ale  pokazuje też i brzydszy pokomunistyczny obraz.
 Remonty podobnie jak i u nas:)
 Spodobał mi się ogrom terenów zielonych  i wodne krajobrazy:)
 Podczas Drezdeńskiego zwiedzania nie mogło zabraknąć Zwinger`a:)



 Obecnie znajduje się tam galeria malarstwa, zbiór porcelany i salon matematyczno-fizyczny. My niestety zdążyliśmy obejrzeć tylko zbiory porcelany,więc ze względu na zbyt duże tempo przewodnika oderwaliśmy się w 2`gim dniu wycieczki:)
Naszym priorytetowym celem drugiego dnia było Berlińskie ZOO, które jest ogromne. Spędziliśmy tam cały dzień i jeszcze brakło nam czasu, by obejrzeć wszystko.

Słonie miały nas w ......:)

 Znaleźliśmy paru naszych krewniaków:


A ja się czasem martwię,że wychodzę nieuczesana.....

słitfocia? okej!
 Świat podwodny oczarował nas ferią barw i różnorodnymi gatunkami:




 Kameleon z reklamy Dulux`a?:)

Włochaty pajączek... a brrrr!

 Chyba widziałem koteczka:)

 Trafiliśmy na porę karmienia lwów. Niesamowite przeżycie dla osób o mocnych nerwach:) Te ryki!


Lodzio miodzio, Panowie! Lodzio miodzio!
Wrażenia niesamowite, chce się wrócić. Już nie mogę się doczekać!
Wieczór upłynął nam w cudownym irlandzkim Pubie w środku Berlina :D

Dzień trzeci upłynął nam w atmosferze Poczdamu.Zwiedziliśmy Cecilienhof:


 oraz ogrody Sanssouci.
 Jak mawia mój arcymądry Padre: Wszystko co dobre,szybko się kończy! Było cudownie i już znam cel mojego następnego wyjazdu:)
Miło mi jeśli ktoś dotrwał do końca:)
I to by było na tyle, mam nadzieję ,że teraz już uda mi się wrócić. Mam w planie zrealizować dalszy ciąg postów Moja kolekcja kosmetyków do makijażu i parę recenzji.
A co u Was? Biegnę nadrabiać blogowe zaległości!
-Truskawkowa

niedziela, 2 czerwca 2013

Pustostan Maj + DM HAUL:)

Hej!

Skończył się miesiąc Maj,więc przyszedł czas na mój Pustostan, który ma się równie imponująco, co miesiąc temu. W związku z tym, że jest tego tak dużo, a chcę Wam jeszcze pokazać,czym skusił mnie DM,wprowadzam nową klasyfikację:
Produkt świetny,  krzywdy nie zrobił,ale cudów też nie zdziałał:), dno,muł i wodorosty:) 


 Pielęgnacja ciała



-Balea żel pod prysznic Limetka&Aloes
-Balea żel pod prysznic Guava
-Balea płyn do kąpieli Mango&Jogurt (zużyliśmy jako mydło w płynie:))
-Żel Lacibios Femina
-Miniaturka dezodorantu Nivea Black&White

Pielęgnacja twarzy


- KTC Woda różana (tonik)
- Płyn micelarny Biedronka
- Rival de loop - płyn do demaikjażu
- Herba studio żel ze świetlikiem (nie zdążyłam zużyć,więc do wyrzutki:( )
- Maseczki: Efektima nagietkowa, Ziaja antystresowa, Rival de Loop truskawkowa, Dermominerały
- Próbki kremów: Barwa Siarkowa Moc, Yves Rocher Ovallift, Nivea, LPR 
- Peeling Eveline -porażka

Produkty do włosów


-Lakier do włosów Isana -biały
-Woda Brzozowa Isana
-Szampon Alverde z Amaranthusem - klasyk
-Szampon Alterra z Granatem
-Olej arganowy
-Próbki Szamponu i odżywki Nivea Volume

Kolorówka i inne:)


-Błyszczyki Venezia Gloss - upłynął ich termin ważności
-Manhattan Wake Up Concealer
-Próbki szminek Ives Rocher - tu poświęcę chwilkę. Cholernie nie spodobała mi się polityka firmy. Można było kupić komplet 5 próbek, więc pomyślałam, czemu nie? Małe opakowanie łatwiej i szybciej zużyć. Za 9,99 dostałam 5 próbek, które nie nadają się do niczego, ponieważ są suche i twarde. Tym samym firma IR Bardzo mnie do siebie zraziła.
-Perfumy La Coste

A teraz czas na zdobycze z Drogerie Markt:
 Jak widzicie jest tego trochę:)

 Żele Balea: Kokos&Ananas, Passiflora, Kokos&Nektarynka, Mango&Pomarańcza oraz Orchidea
 Peeling Balea Maślanka&Cytryna, Mleczko do ciała Kokos&Kwiat Tiary
 Alverde: Odżywka Hibiscus&Aloes, Szampon Jabłko&Papaja, Masło do ciała Melon
 Balea Professional: Szampon i odżywka Repair&Pflege, Szampon głęboko oczyszczjący i Kofeinowa odżywka.
Z P2 urzekła mnie wręcz pomadka Copa Cabana i lakier Happy Bride. Skusiłam się również na ich bazę pod cienie. A po notce,która pokazała się u Megilounge postanowiłam sprawdzić jajko Ebelin. Za jakiś czas dam znać, jak się sprawuje.

To już wszystko, z czym dziś przychodzę:) Na zakupach jak zwykle poszalałam, ale rzadko mogę osobiście poszaleć w DM`ie. Sama wycieczka była prześwietna! Dajcie znać czy macie ochotę na totalnie niekosmetyczną relację z Berlina:)

Pozdrawiam,
Truskawkowa Mery!