Łączna liczba wyświetleń

środa, 30 stycznia 2013

Kolejny bubel:(

 Styczeń ogłaszam miesiącem bubla!
Ostatnio pisałam o nieudanym zakupie mleczka Sorayi. Dziś o kolejnym nieszczęściu.
Zestaw Reo do skóry z trądzikiem.

Zestaw ten zamówiłam z Paatal.pl. Nie oszukiwałam się,że będzie czynił cuda. Chciałam kupić coś do pielęgnacji pod kątem trądziku. Na samej stronie nie było dokładnej informacji o składzie, natomiast była mowa o zawartości olejku z drzewa herbacianego i cynamonu. Jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam skład na opakowaniu.
Parafina prawie na samym początku... Niestety krem zdyskwalifikował się sam już na początku, ze względu na skład. Mydełka użyłam kilka razy i bardzo wysusza - ale zużyję do mycia ciała.


Sam krem chciałam wykorzystać do ciała, ale niestety nawet do tego się nie nadaję. Konsystencja jest tępa, ciężka, trudno się rozprowadza. Jest też tłusta i prawie wogóle się nie wchłania.
Krem to dno i na dnie śmietnika wyląduje, bo nie mam do niego cierpliwości!

O ile Soraya znalazła nowego właściciela, o tyle ten zestaw trudno mi komukolwiek proponować, bo jest beznadziejny.

Spotkałyście się kiedyś z tym zestawem?
Pozdrawiam,
Truskawkowa!

wtorek, 29 stycznia 2013

Vichy Normaderm - żel głęboko oczyszczjący.

Po OSBK, gdzie miałyśmy okazję przebadać swoją skórę u Dermokonsultanki Vichy, która chętnie pomagała nam dobrać odpowiednią pielęgnację twarzy, postanowiłam zakupić Żel głęboko oczyszczający z Vichy. Używam go ok. dwóch miesięcy więc parę słów mogę już o nim powiedzieć.

Zacznę troszkę nietypowo, bo od ceny. W aptekach w moim mieście ceny wahały się między 40 - 50zł... Postanowiłam z ciekawości zajrzeć na Allegro i szczękami opadła. Zbieram już do dziś. W aptece internetowej ten sam żel o tej samej pojemności można dostać już od 26 zł. W związku z tym, że zamawiałam dużo więcej produktów, nie płaciłam za przesyłkę. Także naprawdę polecam zakupy na Allegro, jeśli dbacie o dobre samopoczucie waszego portfela.:)

Skład


Skład jest "chemiczny". Staram się zwykle unikać Sodium Laureth Sulfate, ale w tym wypadku nie będę narzekać. Podoba mi się obecność kwasu salicylowego.

Opakowanie

Przeźroczysta, zielonkawa butelka z pompką o pojemności 400ml.  Jak zwykle pompka - czyli wygodne użycie:) Nie ściskamy, nie siłujemy się - dozujemy tyle, ile potrzeba. Wielki plus! Dzięki temu świetna wydajność.

Konsystencja

Typowo żelowa. Żel nie jest gęsty, nie jest wodnisty. Ładnie się rozprowadza, dobrze się pieni.  Spłukiwanie nie sprawia żadnej trudności. Również plus!

Działanie


I teraz żeby nie było za słodko. Ja troszeczkę liczyłam, że ten żel będzie działał w formie "niszcz pryszcz". Może troszkę mój błąd. Na pewno dobrze zmywa makijaż, po przetarciu potem wacikiem nie ma najmniejszego śladu zabrudzeń. Nie zapobiegał u mnie powstawaniu nowych niedoskonałości, natomiast wspomagał wysuszanie innych. No właśnie, jego działanie jest bardzo wysuszające. Po każdym użyciu skóra wołała : Kremuj!!!

W ostatecznym rozrachunku daję mu 8/10. Może cena najmniejsza nie jest,ale jest to produkt bardzo wydajny. Dwa miesiące używałam do codziennie i zużyłam nieco ponad pół butli. Na chwilę obecną powędrował na troszkę do szafki, dlatego, że przy używam Epiduo na trądzik, nie mogę jej już całkiem przesuszyć, więc wróciłam do resztki mydła Alepp.

Pozdrawiam,
Truskawkowa!

niedziela, 27 stycznia 2013

U lala, mam bubla...

Znacie to uczucie kiedy,bierzecie w sklepie coś z półki z myślą, że będzie za******e,przecudowne, ach-och-w-kosmos-wypierdziste. Pakujecie do koszyka, płacicie swoją mega pełniutką visą, a w domu tego czegoś używacie i nagle czujecie się, że Wam ktoś siekierą w plecy przypiętrolił?
Nie zapomnijmy jeszcze o małym rzucie okiem na skład i o rozszerzeniu tego uczucia o wrażenie,że owa siekiera,zamienia się w blender i robi siekę w Waszym mózgu, a na usta ciśnie Wam się jedynie: Jestem, k****,debilem....

Tak... dokładnie taką sytuację przeżywam.... no może poza faktem, że moja Visa nie jest nigdy mega pełniutka:)

Wybrałam się na zakupy w związku z tym, że skończył mi się produkt do demakijażu,a bardzo chciałam spróbować jakiegoś mleczka, z nadzieją, że postawię na delikatne oczyszczanie twarzy, bez wysuszania. Widzę efekty antytrądzikowe, odkąd stosuje mniej agresywną politykę oczyszczania paszczy. W Rossmanie mój wzrok padł na:

Soraya. Nawilżanie&Dotlenianie. Mleczko wygładzające do demakijażu twarzy.

Myślę sobie, czemu nie? Cena dosyć sympatyczna. Mojej gębusi przyda się odrobina dotlenienia,a nawilżenia już na pewno....
Wrzuciłam w koszyczek, a że mi się spieszyło nie zerknęłam nawet na skład,zapłaciłam i pomaszerowałam do domu.
Wieczorem zmywając makijaż,pomyślałam nawet ,że dobrze sobie z tym radzi. Rano obudziło mnie znajome swędzenie na brodzie... A w związku z tym, że swędziorki pojawiają się tylko z dwóch powodów - albo przesadziłam z Epiduo, albo tworzą się podskórne grudy...- a dzień wcześniej Epiduo sobie podarowałam,bo cera miała się całkiem dobrze - podejrzenie padło na Sorayę... Patrzę na skład 
.... i na drugim miejscu mam winowajcę....
 PARAFFINUM LIQUIDUM... Ty debilu,gałganie skończony, pomyślałam, CZYTAĆ NIE UMIESZ?! Przeczucie swędziorkowe mnie nie zawiodło... Wieczorem doczekałam się kilku dorodnych grud podskórnych. Na szczęście to Epiduo sobie z tym radzi.
Nic to, chciałam być na tyle dobroduszna i dać Sorayce drugą szansę. Wszak powód ogrudowania mógł być inny. Jednak nie mógł... To ta podła diablica mnie zapycha...

No i mam dylemat. Co z nią teraz zrobić? Nie lubię nic wyrzucać. Znacie jakieś inne wykorzystanie mleczka do demakijażu? Ewentualnie oddam ją komuś ze znajomych lub rodziny. 
Żeby było ciekawiej,to nie jedyny bubel w tym miesiącu, ale o tym innym razem...

Pozdrawiam,
Truskawkowa.

sobota, 26 stycznia 2013

Jest tłusto czyli moja olejowa przygoda :)

Dzięki "Blogoprzygodzie" poznałam pielęgnacyjne metody olejami. Wcześniej używałam jedynie od czasu do czasu po kąpieli oliwki dla dzieci.  Dziś moja olejowa kolekcja jest już troszkę bardziej rozbudowana:)

Do używania naturalnych olejów namówiła mnie też przyjaciółka, która stosowała je u swojego małego dziecka praktycznie od pierwszych dni, zamiast standardowych kosmetyków dla dzieci:) Teraz, po czasie, widzę jak wiele korzyści płynie z tych naturalnych cudów.
Zaczęłam właśnie od olejku kokosowego i masła shea, które poleciła mi Aga. Te dwa "tłuścioszki" używam zarówno do ciała, twarzy, ale też i włosów. O zaletach oleju kokosowego pisałam <tutaj>. Jak widzicie zużycie mojego wielkiego słoja (500ml) jest już znaczne,ale to dlatego, że używam go praktycznie cały czas. W związku z moim trądzikiem musiałam całkowicie zrezygnować z peelingu mechanicznego. Ale wpadłam na pomysł by rozpuścić troszkę oleju kokosowego(wystarczy podgrzać do 28 st i sam się rozpuści) i dodać do tego odrobinkę korundu.:) Powstał delikatny ścierak, po którym nic mi nie wyskakuje.
Masło shea jest nieco trudniejsze w aplikacji. Muszę naprawdę mocno rozetrzeć je w dłoniach, by je potem dobrze "wpracować" w twarz, ciało lub końcówki włosów. Wiedziałyście że shea ma działanie jak filtry przeciwsłoneczne? Lubię nakładać je na noc. Rankiem skóra jest taka mięciuśka:)



Olejki łopianowe z Green Pharmacy wychwyciłam na promocji w Naturze. Wybrałam warianty ze skrzypem polnym i z olejkiem z drzewa herbacianego. Moje włosy je pokochały. Ten ze skrzypem polnym pojawi się pewnie za jakiś miesiąc w pustostanie, podobnie jak kokosowy:) Odkąd zaczęłam je stosować, widzę o wiele więcej baby hair:)
Kolejne dwa pochodzą z Archipelagu Piękna. Są to : olej z nasion malin i olej z nasion pomidora tłoczony na zimno. Podobnie jak olejków łopianowych  używam ich tylko do włosów. Moje kudełki szczególnie umiłowały sobie pomidorka:) Mimo nieco odstraszającego zapaszku, ładnie wpływa na końcówki.

Tych dwóch wybranków również poleciła mi Aga, w związku z moimi problemami trądzikowymi, więc  stosuję je głównie na twarz. Olej ze słodkich migdałów nie jest dla mnie pierwszyzną ( pierwsza butelka przywędrowała do mnie wraz z olejem kokosowym i masłem shea). Moja buźka bardzo go lubi bo łagodzi wszelkie podrażnienia. Często stosuje kropelkę przed snem, zamiast shea:) Wszelkie przesuszenia znikają.:)
Olej Laurowy natomiast zagościł dopiero teraz, stosuję go punktowo na zmiany zapalne i wooooow! Dużo szybciej się goją. Zbiera się też o wiele mniej ropy. Może odstraszać nieco zapachem, ale mnie urzekł, troszkę mentolowo-słony? nie wiem,ale pachnie słono:)
Alverde Migdałowo- Arganowy. Pachnie nieco cytrynką. Włosy go pokochały. Chcę za jakiś czas spróbować go również na twarz. Jest niesamowicie wydajny:D Czy on się kiedyś kończy? Taka odrobinka wystarczy moim kudełkom:)

Zapomniałabym o Oliwce Babydream:) Zawiera tyle różnych, dobroczynnych olejków. Często zastępuje mi płyn do demakijażu oczu. To moje kolejne opakowanie, bo moja buzia,ciało i włosy ją kochają:)

Narazie to cała moja olejowa kolekcja:) Aczkolwiek czekam jeszcze na przesyłkę z olejem herbacianym.
Na chwilę obecną trądzik ustaje zwalczam tylko drobne zmiany i muszę coś jeszcze zrobić z bliznami.

Na dziś to już wszystko!Życzę Wam miłego dnia!
-Truskawkowa Mery!


piątek, 25 stycznia 2013

Alverde Aqua Mattierende Tagescreme 3 in1 Perle

Dziś o kolejnym ulubieńcu, który przyjechał do mnie z Niemiec czyli Alverde Aqua Mattierende Tagescreme 3 in1 Perle.

Według założeń producenta ten krem ma matować cerę i dbać o nawilżenie. I dokładnie  czegoś takiego szukałam dla mojej cery. Czy znalazłam?

Efekt Matt:)


Po nałożeniu kremu pod makijaż skóra faktycznie jest matowa przez dłuższy czas niż zwykle, choć efekt nie jest spektakularny.  Tu ma mały plusik:)

Nawilżenie.


Jeśli chodzi o utrzymanie odpowiedniego poziomu nawilżenia ten krem świetnie współgra z moją cerą. Jakby był stworzony na zamówienie. Myślę, że dużą rolę gra tu skład, który jak przystało na Alverde zawiera wiele olejków i wyciągów roślinnych. Tu skład

Konsystencja

Typowa jak dla kremów do twarzy. Ładnie się rozprowadza i nie zostawia tłustego ani też lepkiego filmu. 


Ogólna ocena


Echt geiles Produkt!Naprawdę, jak dla mnie kolejny faworyt Alverde w przystępnej cenie (ok. 3 euro) I tak, jak w przypadku fluidu do cery zanieczyszczonej, kupię następne opakowania.

Znacie go? A może znacie lepsze Alverdowe hity? Chętnie poznam wasze typy:)

Ps. Nadaję do Was 50 Post:) Yaaaai!!! XD
Pozdrawiam,
Truskawkowa!

czwartek, 24 stycznia 2013

Pomarańczowy drapacz:)

Dziś mała recenzja Antycellulitowego Peelingu Joanna Naturia z pomarańczą.

Peeling otrzymałam na OSBK razem z masłem waniliowym. O ile w przypadku masła waniliowego byłam zachwycona, tu stwierdzam tylko: "ładnie pachnący Zwyklak".

Opakowanie

Jak widzicie Peeling zamknięty jest w przeźroczystej butelczynie o pojemności 100ml. Fajne jest to, że dokładnie wiemy ile nam go zostało. Pojemność nie jest duża,ale to jest akurat dla mnie plusem. Nie lubię długo używać tego samego produktu (no dobra Peeling "Kokosowe ciasteczko" z Fennela bym mogła:))

Konsystencja i Działanie

Drobiny są bardzo widoczne. Nawet troszkę się bałam,że będzie bardzo mocnym zdzierakiem, jednak tak się nie stało. Ścieranie określiłabym jako "średniej kategorii". Peeling rozprowadzał się ładnie, nie było problemu z jego spłukaniem.
Jeśli zaś chodzi o działanie antycellulitowe, o którym mówi nam producent, nie zauważyłam go ani troszkę. Ale też nie oszukujmy się, sam peeling czy krem cellulitu nie zwalczy. Potrzebne są ćwiczenia, odpowiednia dieta i zdrowy tryb życia.


Zapach

Faktycznie czuć było pomarańczę, bez odrobiny sztuczności. Co mi się podobało. To jedyny kosmetyk, którego zapach pozostawał w łazience jeszcze na długo po użyciu. Delikatny, nienachalny.

W ogólnym rozrachunku, całkiem fajny produkt,choć nie wybitny. Daję mu 7/10pkt. No i na pewno nie powala efektami antycellulitowymi. Ich cena waha się od 6-8 zł, więc myślę, że warto spróbować. Ja pewnie sięgnę jeszcze po jakiś, może tylko wybiorę inny wariant zapachowy.

Ps. Dla tych, którzy jeszcze nie odwiedzili, a są Łasi doznać estetycznych zapraszam na bloga innej,choć bliskiej mi tRUŚKAwki Puzderko -czyli puszka na cacuszka:)

Pozdrawiam,
Truskawkowa Mery:)

środa, 23 stycznia 2013

Ogłoszenie parafialne!:)

Kochani i Kochane!
Dziś będzie trochę prywaty. Wiecie jak kocham wszelkie projekty hand-made`owe:) Sama lubię czasem podłubać i wyżyć się artystycznie, ale dziś nie o mnie.

Chciałam przedstawić Wam młodziutki, świeżutki jak pachnące bułeczki blog tRUŚKAwki

 Puzderko-czyli puszka na cacuszka:)

I zapraszam Was tam baaaardzo serdecznie, dziewczyna ma dryg do tego co robi. Narazie początkuje w blogowym świecie,ale jest mistrzem w hand-made`owych cacuszkach :D Skąd wiem? Bo mam zaszczyt znać ją osobiście:) i uwielbiam! (Ostrzegałam, że będzie prywata!:P) Poza tym, jest też bliska kosmetycznemu półświatkowi:)
Więc Kochani, jeśli lubicie nacieszyć oczy cacuszkowymi bibelotami, jeśli lubicie otaczać się pięknymi przedmiotami lub jeśli szukacie pomysłu na prezent:) Zapraszam do tRUSKAwki!

Alverde - Clear Gesichtsfluid Heilerde

Jak dobrze pamiętacie, jakiś czas temu zrobiłam kilka zakupy w niemieckim DM-ie za pośrednictwem koleżanki.
Dziś nadszedł czas na recenzję Fluidu do cery zanieczyszczonej Alverde.
Wybaczcie, gdzieś wcięło mi zdjęcie w całości:)

Opakowanie
Produkt zamknięty jest w plastikowym dozowniku z pompką (ach wiecie, jak ja kocham pompki:)). Jedno " "Pompnięcie" dostarcza odpowiednią ilość by posmarować twarz i dekolt ( no jak oni to sprytnie obmyślili:D) Opakowanie zawiera 30 ml produktu.


Konsystencja, Zapach i Kolor
Konsystencja jest leista, co widać na zdjęciu. Producenci nazwali to Fluidem, natomiast w żadnym wypadku nie pozostawia to żadnego zabarwienia na skórze, nie wyrównuje też kolorytu. Zapach jest nietypowy, ja wyczuwam w nim nutkę alkoholu, ale nie przeszkadza mi to ( wszak każdy lubi się czasem poalkoholizować:)) Zapach nie pozostaje na dłużej na skórze.

Skład
Aqua, Alcohol, Glycerin, Brassica Campestris Oleifera Oil**, Caprylic/Capric Triglyceride, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Loess, Myristyl Alcohol, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil**, Zinc Pca, Cimicifuga Racemosa roqt Extract, Vaccinium Myrtillus (Bilberry) Extract, Saccharum Officinarum (Sugar Cane) Extract, Citrus Medica Llmonum (Lemon) Extract, Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Fruit Extract, Acer Saccharum (Sugar Maple) Extract, Hellanthus Annuus (Sunflower) Seed Oil**, Potassium Palmitoyl Hydrolyzed Wheat Protein, Xanthan Gum, Tocopherol, Citric Acid, Parfum (Natural Essential Oils), Citronellol*, Llnalool*, Cl 77891, Cl 77492, Cl 77499, Cl 77491.

Czyli w większości substancje naturalne, przeciwzapalne i łagodzące. Podoba mi się tu obecność Pluskwicy groniastej, czarnej borówki i mojego ulubionego olejku ze słodkich migdałów.

W ogólnym rozrachunku dla mnie jest to świetny produkt. Widzę różnicę. Zdecydowanie wspomaga moją walkę z niedoskonałościami. Więc jeśli borykacie się z problemami skórnymi takimi jak trądzik (jak i Ja:)), a macie dostęp do kosmetyków z DM`u polecam wydać niespełna 4 Euraski, by wspomóc swoją cerę w walce o zdrowy wygląd:)

Pozdrawiam,
Truskawkowa:)

wtorek, 22 stycznia 2013

Słów kilka o ... Camouflag`u Pierre Rene.

Po nieco długawej nieobecności powróciłam z kolejną recenzją:)
Dziś kilka słów o Camouflag`u Pierre Rene w odcieniu no.01 Ivory.

Ja swój egzemplarz otrzymałam na Opolskim Spotkaniu Blogerek. I szczerze mówiąc, po otwarciu przez myśl przebiegło mi " Ja pindolę, to jest namber łan? To ma by najjaśniejszy odcień? oooo nieeee! I do tego Pierrrene..." Trzeba przyznać, że do tej pory miałam z tej firmy ledwie kilka kosmetyków
Jakże się teraz biję w pierś, i ganię za te myśli. Hańba mi! - Jakby to rzekł Król Julian:)
Co do odcienia, faktycznie, jak na najjaśniejszy jest ciemnawy, ale po nałożeniu na skórę troszkę jaśnieje.

Konsystencja i Krycie

Konsystencja jest kremowa, nie jest tępa. Kamuflaż ładnie wtapia się w cerę.
Jeśli chodzi o krycie jest świetne, pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że jest fenomenalne, jak na kosmetyk w tej cenie:)

Obszary działania

 Ja używam go na wszelkie niedoskonałości , głównie w obszarze brody, żuchwy i na policzkach. Nie odważyłam się używać go pod oczy,głównie dlatego, że odcień jest nieco za ciemny. Okolice oczu lubię rozjaśniać:)

 Trwałość

Producent mówi o 18-godzinnym działaniu... No cóż,aż takich cudów to nie ma, ale 8 godzin spokojnie wytrzymuje na mojej buźce.

Dla mnie jeden z lepszych korektorów w przystępnej cenie (14-18zł). Dodatkowo ma fajne żółtawe tony, które niwelują wszelkie przebarwienia. Daję mu 9/10pkt.

Miłego tygodnia,
Strawberry Mery:)

Ps. Wielki wysyp po przedwczesnym odstawieniu tetracyklin jeszcze nie nastąpił:) 
Czyżby to zasługa moich niecnych, podstępnych sposobów w postaci maseczek drożdżowych, sody oczyszczonej i olejku laurowego?:D

wtorek, 15 stycznia 2013

Dziś o tym jak Truskawkowa ciała dała...

Pamiętacie moje postanowienie Noworoczne o dbaniu o zdrowie?

Otóż postanowiłam wreszcie pójść z moją pryszczopaszczą do Dermatologa.
Już w drodze wyobrażałam sobie wizytę, zlecone badanka, tysiąc pytań do, a potem specjalne "medykamenty" przygotowywane w Aptece.- Dokładnie tak, jak kiedy wcześniej chodziłam do dermatologa... No coż... wyobrażenia mi się troszkę rozminęły z rzeczywistością...

Pani Dermatolog tylko zerknęła na "wykwity", zadała ledwie kilka pytań i stwierdziła, że wszystko jest winą rozszalałych hormonów. Zapisała Tetralysal i Epiduo oraz poradziła przestawić się na pielęgnację kosmetykami Cethapil. Powiedzmy, że kuracją antybiotykową nie byłam zachwycona, bo wogóle, że tak to ujmę, jestem chowana bezantybiotykowo. Antybiotyki w moim marnym życiu brałam 3 razy(raz kuracja tygodniowa, 2 razy kuracje 3dniowe) i za każdym razem wiązały się z efektami ubocznymi róznej maści. O czym naturalnie wspomniałam p. Doktor. Ale,że decyzji nie zmieniła, pomyślałam: no ok. Łyknę jogurty plus probiotyk,jakoś przeżyję te 2,5 miesiąca.... ( omg Antybiotyk przez 2,5 miesiąca....)Ale robię to dla pięknego lica:)

Już pierwszego dnia mój żołądek zaczął żyć własnym życiem....
Drugiego ożyły moje jelita.....
Przez niespełna 2 tyg. ogarnęłam wszystkie efekty uboczne zażywania Tetralysalu, przez rewolucje układu pokarmowego aż po infekcje  i.... poddałam się. Odstawiłam...
Wiem ,że nie powinnam, ale tak się po prostu nie da żyć. A już na pewno nie przez 2.5 miesiąca...
Postanowiłam wykorzystać jedynie żel Epiduo do końca.

No i zdrowotny plan mi się nieco pokrzyżował, na chwilę obecną czekam na badania hormonalne, dopiero jak mnie zdiagnozują ponownie zgłoszę się do Dermatologa, ale na pewno nie tego samego.... a tymczasem oczekuję na wielki wysyp, który podobno występuje po przedwczesnym odstawieniu tetracykliny...

Wasza zestresowana
Truskawkowa Mery

sobota, 12 stycznia 2013

Malinowy król... albo raczej malinowa królowa do pielęgnacji rąk:)

Oczywiście mowa tu o :


 Malinowej Emulsji do rąk firmy Balea!

Jakiś czas temu za pośrednictwem przyjaciółki, która mieszka w Niemczech mogłam sobie zamówić to cudo. Jestem oczarowana zapachem tego produktu. Początkowo byłam wręcz przekonana, że będzie nieco chemiczny. Nic bardziej mylnego. To maliny, maliny w czystej postaci:)  

Skład i Działanie:

 Co do składu, typowy dla kremów z niższej półki. O dziwo bardzo fajnie współpracuje ze skórą moich dłoni. Bardzo go lubię podczas wszelkich porządków w domu. Wiadomo, wtedy nasze dłonie są narażone na wszelkie chemikalia zawarte w płynach do zmywania i stosując tą emulsję do dłoni po każdym zmywaniu naczyń, widzę różnicę. Moje łapki nie są już przesuszone. Nie chroni dłoni przed zimnem i wiatrem,ale tego nam producent wcale nie obiecuje.

Konsystencja:

Zdjęcie tego nie oddaje ale konsystencja idzie bardziej w stronę płynnej. Ładnie się wchłania, nie pozostawia tłustego czy lepkiego filmu. co najważniejsze wchłania się baaardzo szybko, więc spokojnie zaraz możemy przejść do innych czynności, bez zmartwień o pozostawiania tłustych śladów.

Opakowanie:

Opakowanie jest niewątpliwie plusem. Ponieważ ma pompkę. Uwielbiam dozowniki z pompkami, bo używanie jest po prostu wygodniejsze. Nie trzeba się ciaprać, brudzić. Otoczenie również pozostaje czyściutkie. W środku znajduje się 300ml produktu,więć całkiem sporo jak na krem czy emulsje do rąk.

Ja za moją malinową przyjemność zapłaciłam 1.75 euraczka:) czyli niecałe 8 zł.

Czy warto? Uważam ,że warto! Cena przyjemna a i produkt przyjazny:)
 Polecam na chandrę wszystkim MALINOŻERCOM!:D

Pozdrawiam,
Truskawowa Mery!


wtorek, 8 stycznia 2013

Słow kilka o waniliowej rozkoszy czyli...

... Joanna Naturia  Masło do ciała z wanilią.:)
Masełko otrzymałam na OSBK. Jak tylko odkręciłam słoiczek, zerwałam folię ochronną i poniuchałam to przepadłam totalnie. Ale do rzeczy!

Skład
Aqua, Butyrospermum Parkii Butter, Paraffinum Liquidum, Dicaprylyl Ether, Cetearyl Alcohol, Cera Alba, Ceteareth-20, Cyclomethicone, Isopropyl Myristate, Petrolanum, Sodium Polyacrylate, Tocopheryl Acetate, Vanilla Planifolia Extract, Propylene Glycol, Citric Acid, Parfum, Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde, Benzyl Benzoate, Limonene, DMDM Hydantoin, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, CI:16255, CI:19140.

To co mi się podoba to masło shea na drugim miejscu. Jestem jego miłośniczką. Parafina na trzecim może odstraszać, ale nic bardziej mylnego!

Opakowanie i wydajność
Plastikowy słoiczek, z którego łatwo nabrać produkt. Właścicielki długich paznokci mogą być mniej zadowolone, aczkolwiek chyba wszystkie masła do ciała dostępne są w takiej formie opakowania.
Opakowanie było początkowo zabezpieczone folią ,także mamy pewność, że żadne niepożądane obce paluchy nam go nie "zmacały".:)
Słoiczek zawiera 250 g produktu, który łatwo wydobyć do samego końca,co zdecydowanie zwiększa wydajność.

Konsystencja i zapach
Typowa, jak dla masła do ciała. Nie za rzadka, nie za gęsta. Łatwo się rozprowadza i nie pozostawia tłustej warstwy. Szybko się wchłania. Zapach jest obłędny, arcycudowny. Mój zimowy ulubieniec. Kojarzy mi się z przygotowywania bułeczek maślanych. Ot taka słodycz, która nie tuczy:)

Działanie
Według producenta ma być odżywcze. Nie zauważyłam jakiegoś wybitnego odżywienia czy nawilżenia skóry, natomiast, zwykle o tej porze roku miałam wybitnie suchą skórę, która się łuszczyła i swędziała. Nakładam masło rano, przed wyjściem z domu i żaden mróz mi nie grozi. Mój coroczny, swędzący problem zniknął.  Skóra nie jest jakaś wybitnie nawilżona, ale nie swędzi i nie łuszczy się:)

Moja ogólna ocena to 8/10.
Zapach jest przegenialny. Jak je skończę, z pewnością sięgnę po kolejne opakowanie. Ewentualnie może zdecyduję się na inny wariant zapachowy.
Cena waha się między 8 a 10 zł. Myślę, więc, że naprawdę warto spróbować:)

Jestem ciekawa waszej opinii na temat maseł Joanna Naturia? Miałyście któreś?
 Pozdrawian,
Truskawkowa Mery:)


niedziela, 6 stycznia 2013

Recenzja podkładu Under Twenty

Dziś wpadam z recenzją całkiem przyjemnego podkładu - Under twenty. Anti Acne - fluid matujący.

Kilka słów na temat produktu:
Fluid produkowany jest w Laboratorium Kosmetycznym Ireny Eris. Według producenta :
Innowacyjna formuła fluidu aksamitnie otula cerę grapefruitową świeżością. Niedoskonałości przestają być widoćzne, a skóra staje się naturalnie gładka i matowa. 
Czy na pewno? Jeśli jesteście ciekawi czytajcie dalej:)

Opakowanie:
Jak dla mnie coś co Tygryski lubią najbardziej - buteleczka z pompką. Uwielbiam kiedy podkłady mają pompki. Nabieram taką ilość, jaką potrzebuję. co zwiększa wydajność. No właśnie wydajność... Nie do końca wiem ile jeszcze zostało w środku. Pompka już nie podaje zawartości, ale ile zostało na dnie i ściankach nie wiem, ponieważ plastik nie jest przeźroczysty, natomiast jest trudny do przecięcia.
Buteleczka mieści 30 ml, wieć standardowo.
Konsystencja, krycie i wykończenie:
Konsystencja jest przyjemnie kremowa, podkład fajnie się rozprowadza, nie pozostawia smug. Krycie jest całkiem przyzwoite jak na produkt dla osób borykających się z trądzikiem. Jednocześnie nie prowadzi do zapychania. Nie zgodziłabym się tylko z zapewnieniem producenta o działaniu matującym. Wykończenie jest raczej półmatowe, ale naprawdę bardzo ładne. Mój odcień to ten najjaśniejszy 120 Natural Matt o delikatnie żółtym tonie.



Zapach
Jest to pierwszy podkład, który podbij moje serce zapachem. Subtelnie wyczuwalny Grejfrut - Uwielbiam!

Trwałość

Produkt schodzi w ciągu dnia z twarzy,ale w ładny sposób, nie pozostawia nieprzyjemnie wyglądających smug czy plam. U mnie idealny wygląd pozostaje ok 4-5 godz., potem zaczyna schodzić.

Cena to ok. 17 zł.

Moja opinia
Świetny produkt, dla osób borykających się z niedoskonałościami.Ja co prawda dawno już nie jestem "Under Twenty":), ale z trądzikiem borykam się właśnie teraz i to był naprawdę miły pomocnik w codziennym makijażu.Pięknie pachnie. Ładnie się rozprowadza, więc osoby rozpoczynające swoją przygodą z makijażem bez problemu sobie z nim poradzą.
Mały minusik jedynie za problem w wydobywaniu resztek i małej gamie odcieni (tylko 3) ale w ogólnym rozrachunku to 9/10pkt.

To chyba już wszystko, idę wykorzystać resztę niedzieli i ładować akumulator na cały przyszły tydzień.
 Pozdrawiam,
Truskawkowa Mery:)


sobota, 5 stycznia 2013

Moje pierwsze OOTD - zielony szalik:)

Nie wiem,czy o tym wspominałam, jakiś czas temu udało mi się wygrać w rozdaniu u littleglamdress . Nagrodą był szalik lub komin zrobiony przez LGD własnoręcznie i można też było samemu wybrać kolor:)
Oto co przywędrowało do mnie :
Warunkiem w jej rozdaniu było umieścić OOTD z szalikiem, więc jest to moje pierwsze OOTD (i pewnie jedyne:D). Błagam bądźcie wyrozumiali :).Wszak blogerką modową nie jestem:)




Szalik - Little Glam Dress
Płaszczyk -  Be Beau (z sh)
Czarna spódnica - uszyta przez mojego tatę jakieś 10 lat temu (kocham ją<3)
Rajstopy w kolorze szalika - Gatta
Botki - No Name

Dajcie znać, jak Wam się podoba:) Moja buźka już wygląda lepiej, więc mogłam się pokazać:)
A wieczorem  lub jutro makijaż studniówkowy na modelce:)

P.S. Jeśli podoba Wam się komin, możecie go również mieć. Little Glam Dress ma swoje aukcje na Allegro.
Pozdrawiam,
Truskawkowa Mery!

środa, 2 stycznia 2013

Pustostan na Nowy Rok!

Witam po dłuższej przerwie!
       Na samym początku chciałabym Wszystkim życzyć samych sukcesów w Nowym Roku 2013. By ten rok był jeszcze lepszy od poprzedniego.

       Jakiś czas mnie nie było gdyż mój staruszek Packard B. prawie wyzionął ducha akurat przed Świętami. Tyle miałam planów i pomysłów, bo miałam dużo wolnego czasu, jednak Pakardo miał inne plany:)
Jednakże został zreanimowany przez mojego kochanego Mężyńskiego i siostrę:)

      Jednym z planowanych postów był kolejny Pustostan. Nazbierało mi się troszkę zdenkowanych, więc do dzieła:)

     Postanowiłam sukcesywnie wykorzystywać wszystkie próbki, bo trochę się ich uzbierało i zalegają w koszyczku. Tym razem do odstrzału poszły kremy z Bandi, krem Normaderm Vichy i podkład Vichy.
     Jeśli chodzi o pielęgnację włosów, końca dobiegł tylko jeden produkt. Isana Intensiv Pflege Spulung mit Vitamin Pflege Komplex. Jak dla mnie odżywka taka sobie. Z radością powitałam jej denko, bo z czystym sumieniem wracam do Isany- odżywki do włosów brązowych. Yaaaaai!:D

      Z pielęgnacji ciała dno osiągnęli:
Isana Creme Dusche. Kokos - Przyjemny, kremowy żel pod prysznic o przecudownym zapachu kokosa.
Nivea Invisible. - Miniaturka antyperspirantu. Powrócę do pełnowymiarowej wersji, bo jest naprawdę fajna i wydajna. Miniaturka była super do torebki.
     Z pielęgnacji twarzy  poszło naprawdę wiele. Jestem z siebie dumna.
Iwostin Purritin.- to miał być krem przywracający nawilżenie cerze wysuszonej kuracją antytrądzikową.
Moja cera naprawdę potrzebowała i potrzebuje tego nawilżenia i.... ogólnie lipa. Ten krem jednak sobie z tym nie radzi. Początkowo byłam nawet zadowolona, ale po zużyciu całej tubki, mam mieszane uczucia. Przede wszystkim zapach po dwóch tygodniach zaczął mnie drażnić. Spektakularnego nawilżenia też nie widzę, więc nie zamierzam do niego wracać. Teraz zamierzam przetestować krem od Alverde.
Acnosan T - świetny tonik który miejscowo szybciutko zasusza nieprzyjaciół. To była druga buteleczka. Pewnie jeszcze do niego wrócę. Na chwilę obecną plany się zmieniają, ale o tym za chwilę.
Linoderm Acne - miejscowy krem na wypryski. Mi niestety nie pomógł tak, jak na to liczyłam, jednak polubił go mój mąż:)
Nuno. Ziaja. Tonik antybakteryjny. - Świetny tonik w przystępnej cenie. Wrócę do niego, jak tylko wyczerpię inne z zapasów.
Iwostin. Woda Termalna. - W odróżnieniu do kremu - Re we la cja! Polubiłam się z nią i następna na pewno pojawi się w mojej kosmetyczce.
Rival de Loop. Clean&Care. Płyn do demakijażu oczu. Miniaturka. Ładnie zmywał makijaż, który nie był wodoodporny.
Do końca dobiegł również dwufazowy płyn do demakijażu oczu z Vichy, ale nie załapał się na zdjęcie. Świetny do zmywania makijażu wodoodpornego. Ten dostałam na OSBK, ale myślę, że do niego wrócę.

   Jestem z siebie dumna, ponieważ udaje mi się coraz częściej "spustostanić" coś z kolorówki.
Tym razem do dna dobrnął róż Paese. Niestety nie mam już naklejki z numerem odcienia. Całkiem przyzwoity. Myślę, że skuszę się jeszcze na jakiś tej firmy.
Essence soft touch mousse make- up. - Również nie mam już odcienia. Był moim faworytem w wakacje. Nie ma mocnego krycia ale ładnie równa koloryt twarzy.
My Secret. Loose Powder Transparent. -  Mój "mast hef" Świetnie wykańcza makijaż, matuje cerę i jest tani jak barszcz. Niestety ostatnim razem nie było go w Naturze i wzięłam Loose Powder z Essence. Zobaczymy jak się spisze.

    To już cały mój pustostan. Jednak nie koniec notki:) Chciałam się z Wami podzielić moją radością, ponieważ po otwarciu prezentu od Mężołaja ujrzałam.....

The Beauty Encyclopedia z ELF`a :) i....

Ultra Matts V2 Darks ze Sleeka!!!!!
Obie paletki cud, miód, malina. Uwielbiam! Ach ten Mężyński, wie co Truskawki lubią najbardziej!:)

Mam też trzy mocne postanowienia Noworoczne, których realizację wdrożyłam już w życie!

1. Zadbać o zdrowie. 
Czyli wreszcie biorę się za "odwiedzanie doktorzydłów", które do tej pory odkładałam z różnych powodów. Czyli witaj panie Endokrynologu i Dermatologu! Moja cera osiągnęła punkt tak krytyczny, że Dermatologa odwiedzam już jutro. Pod koniec stycznia zaczynam też biodrową rehabilitację:) Zamierzam również raz w tygodniu chodzić na basen, by wzmocnić mięśnie, a nie obciążać stawu biodrowego. Niestety teraz to jedyny typ ćwiczeń, które mogę wykonywać. Zwykły dłuższy spacer kończy się "kuśtykaniem" przez następne trzy dni.

2. Schudnąć. 
Racjonalnie i z głową. Poniekąd jest to realizacja punktu pierwszego, ponieważ będzie to miało wpływ na moje zdrowie ( mniejsza masa = odciążenie biodra. Yaaaai!:D). Narazie nie mówię  jaki jest dokładnie mój cel, wiem, że w plan jest długofalowy, na pewno pochwalę się potem efektami.

3.Uwierzyć w siebie, częściej się uśmiechać i zrobić więcej dla siebie:)
Zamierzam naprawdę więcej robić dla siebie, spędzać więcej czasu z bliskimi i mniej pracować. Ostatni rok nauczył mnie, żeby więcej uwagi poświęcać bliskim, a praca to nie wszystko. Nie chcę potem żałować, że poświęciłam komuś zbyt mało uwagi lub czasu. Przez mój szalony pracoholizm, zaniedbałam też troszkę zdrowie,co teraz solidnie odpokutowuję.(Bije się w pierś, moja wina:D)
Tak więc pracy w 3 miejscach mówię stanowcze nie!:) Zamierzam odpocząć, a nadwyżki wolnego czasu poświęcić również swoim pasjom.

No i wyszedł Noworoczny przetasiemcowy Tasiemiec. Mam nadzieję, że miło weszliście w Nowy Rok, a w Święta udało Wam się troszkę odpocząć.

Pozdrawiam,
Truskawkowa Mery!