Łączna liczba wyświetleń

sobota, 12 stycznia 2013

Malinowy król... albo raczej malinowa królowa do pielęgnacji rąk:)

Oczywiście mowa tu o :


 Malinowej Emulsji do rąk firmy Balea!

Jakiś czas temu za pośrednictwem przyjaciółki, która mieszka w Niemczech mogłam sobie zamówić to cudo. Jestem oczarowana zapachem tego produktu. Początkowo byłam wręcz przekonana, że będzie nieco chemiczny. Nic bardziej mylnego. To maliny, maliny w czystej postaci:)  

Skład i Działanie:

 Co do składu, typowy dla kremów z niższej półki. O dziwo bardzo fajnie współpracuje ze skórą moich dłoni. Bardzo go lubię podczas wszelkich porządków w domu. Wiadomo, wtedy nasze dłonie są narażone na wszelkie chemikalia zawarte w płynach do zmywania i stosując tą emulsję do dłoni po każdym zmywaniu naczyń, widzę różnicę. Moje łapki nie są już przesuszone. Nie chroni dłoni przed zimnem i wiatrem,ale tego nam producent wcale nie obiecuje.

Konsystencja:

Zdjęcie tego nie oddaje ale konsystencja idzie bardziej w stronę płynnej. Ładnie się wchłania, nie pozostawia tłustego czy lepkiego filmu. co najważniejsze wchłania się baaardzo szybko, więc spokojnie zaraz możemy przejść do innych czynności, bez zmartwień o pozostawiania tłustych śladów.

Opakowanie:

Opakowanie jest niewątpliwie plusem. Ponieważ ma pompkę. Uwielbiam dozowniki z pompkami, bo używanie jest po prostu wygodniejsze. Nie trzeba się ciaprać, brudzić. Otoczenie również pozostaje czyściutkie. W środku znajduje się 300ml produktu,więć całkiem sporo jak na krem czy emulsje do rąk.

Ja za moją malinową przyjemność zapłaciłam 1.75 euraczka:) czyli niecałe 8 zł.

Czy warto? Uważam ,że warto! Cena przyjemna a i produkt przyjazny:)
 Polecam na chandrę wszystkim MALINOŻERCOM!:D

Pozdrawiam,
Truskawowa Mery!


4 komentarze: